Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dom. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dom. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 lutego 2015

Historyjka o bąku wędrowniczku


 Tristan rozmawia z kolegą, zbunkrowani we własnoręcznie zrobionej kryjówce. 


Kolega- nie wiem czemu wszyscy krzyczą z radości jak mnie widzą? 
Tristan- no ja krzyczałem na Twoich urodzinach ... Jak wszyscy.
Pauza

Tristan- Eeeeeeee !!!!! puściłeś bąka.
Kolega- nieeeee, to Tyyyyyy.
Tristan- nie. To nie ja. 
Kolega - może to Twoja Mama? 
Tristan- możeeee, ale lepiej się powąchnij.
Kolega- no dobra dobra. Skąd wiedziałeś?
Tristan- ej no, powiało od Ciebie i Mamy tu nie ma.
Kolega- ale mógł to być kot. Co? Bogdan albo Kantek. 
Tristan- Koty nie śmierdzą człowiekim bąkiem. 


piątek, 23 stycznia 2015

Mniej

Uczę się. Trenuję namiętnie sztukę dawania MNIEJ. Tak! Właśnie. 


Mniej.



Mniej plastiku, aluminium, kabelków, drucików, światełek. Mniej tego całego taniego i drogiego badziewia. Które według "specjalistów" tak ważne jest w prawidłowym rozwoju naszego dziecka. 



Mniej. 



Mniej słodkiej radości w postaci syropu glukozowo-fruktozowego, wzmacniaczy smaków, aromatów i innego syfu. Które ponoć daje naszym dzieciom szczęście każdego dnia.



Mniej. 



Mniej szumu, warczenia i wrzasków z jutjuba, legodotkom, disnejdotkom. 





Mniej zapychaczy czasu. 

I ten trening wymaga ode mnie oderwania się od telefonu, od fejsa, od bloga. 
No cóż. Wziętą blogerką nie będę. ;)


Ale jak to mówią. Nie można mieć wszystkiego. Zatem ja wybieram mieć szczęśliwe dzieci.



* bycie wziętą/wziętym blogerem nie wyklucza posiadania szczęśliwych dzieci i szczęśliwej rodziny. Mój osobisty daily schedule zwyczajnie mało kiedy przewiduje czas tylko dla mnie i póki co nie jestem w stanie tygodniowo więcej go wykrzesać.

niedziela, 11 stycznia 2015

Wywal sierściucha!

W obecnych czasach zupełnie nam nie po drodze ze zwierzętami domowymi. Chaty na pełnym wypasie, z eksluzywnymi meblami, przestronnymi wnętrzami. Dbałością o każdy detal, aby wygląd dorównywał pomieszczeniom z design magazynów. Kto by miał czas codziennie dwa a nawet trzy razy wychodzić na długi spacer z psem. Nie od dziś wiadomo, że czas to pieniądz. Zresztą no heloł, jaki wstyd w odpicowanym wdzianku i odpieprzonym zderzaku zbierać kundlowate gówna. Feeee a feeee!!! A zresztą psy to są tylko ładne za szczeniaka. Później nie wiedzieć dlaczego, cały urok pryska. Pierdzą, rzygają, szczekają i jeszcze skaczą na nas z radości zostawiając po sobie kopce sierści. Do tego bulwersującym jest fakt, że robią w mediach jakąś dziką nagonkę aby adoptować psy ze schroniska. Skandal! Z drugiego rzutu? Jak ktoś wyrzucił to najwidoczniej pies się nie nadaje do lansu.


Z sierściuchami sprawa wygląda deczko inaczej. Jeśli kot jest stacjonarny zbieractwo gówien wygląda bardziej kameralnie, nasz wizerunek nie będzie opinii publicznej gryzł w oko. A już najlepiej jak kot wychodzi sam na nocne eskapady, to wtedy kwestie zabawy z gównami mamy z głowy. Wysra się do osiedlowej piaskownicy i z bani. 

Co oczywiście nie oznacza, że istnieje choć najmniejszy sens aby przygarnąć takiego włochacza. Nie od dziś wiadomo, że koty chodzą swoimi ścieżkami i nie przyzwyczajają się do ludzi tylko do miejsca. Wiem coś o tym i cały czas pluję sobie w brodę, że mamy trzy smrody. 



Do tego koty są strasznie fałszywe. Mam serce w gardle gdy moje bezbronne najmłodsze dziecko zostaje sam na sam z Bogdanem. Wszystko się może zdarzyć.





Rozumiecie teraz co mam na myśli? Koty to urodzeni mordercy. Ponadto, głównym mankamentem sierściuchów jest fakt, że włosy zostawiają wszędzie, na ubraniach, na twojej twarzy, na meblach, pod meblami, w jedzeniu. Wszędzie! I na dodatek drapią wszystko co popadnie, beszczelnie uzurpują sobie prawo do poruszania się po każdej płaszczyźnie mieszkania. Nawet jeśli miałoby to oznaczać chodzenie po ścianach. Człowiek przestaje się czuć jak u siebie, tylko jak w schronisku. 

Zanim zdecydujesz się na zwierze domowe napisz do mnie. Pomogę wybić Ci to z głowy. 

No chyba, że świadomy jesteś obowiązków ciążących na Tobie, jako właścicielu zwierzyńca. Wiesz, że bardziej bezwarunkowej miłości nie dostaniesz od nikogo i pragniesz uczyć swoje dzieci wrażliwości na współbytowanie z mniejszymi istotami.








wtorek, 16 grudnia 2014

Wyzwania

Każdy dzień to nowe wyzwanie. Dla mnie, dla Ciebie, dla Pawełka, dla Tristana, dla Jaśminy dla każdego. 
Raz jest łatwiej mierzyć się z jutrem a innym razem trudniej. I dla całej naszej rodziny ostatnie półtora miesiąca było tą drugą wersją. 
Dużo nerwów nas to kosztowało. Najedliśmy się strachu, nawycieraliśmy łez, nasmarkaliśmy, nagłowiliśmy. A wczoraj mieliśmy mały egzamin z tego co dźgało nas do tej pory. Mianowicie mój syn miał operację. I operacja operacją, ale sama logistyka tego przedsięwzięcia wymagała od nas wysiłku i przede wszystkim pozytywnego myślenia. Bo! Bardzo mi zależało aby być tam przez cały czas z moim synem, ale jednocześnie zależało mi aby moja Córeczka dobrze się czuła pod moją nieobecność ( karmię ją nadal piersią i to ja spędzam z nią każdy dzień). Do tej pory raz została cały dzień z kimś innym niż ja. I ostatnio było to w sierpniu. Od tego czasu wiele minęło, wiele się zmieniło w pojmowaniu świata przez Jasię. 

Przede wszystkim trzeba było zabezpieczyć kwestię mojego mleka, żeby Jasia miała to czego jej trzeba. I proszę Państwa, nie udało się. Mimo tego, że dzień wcześniej zaczęłam robić zapasy, mimo tego, że w nocy miałam pobudkę na ściąganko, mlika ni bylo. To znaczy było ale laktator nie ma takiego ssania jak mały człowieczek i nie podołał.
Zatem opuszczałam rano dom ze świadomością, że mojego mleka nie ma nawet jednej pełnej porcji. 
Pocieszałam się faktem, że je przecież inne rzeczy i z głodu nie umrze. 
Kolejną kwestią było to jak Tristan poradzi sobie w warunkach szpitalnych. Czy będzie spięty, zestresowany i co za tym idzie wpadnie w pannikę. Obawiałam się również tego, że coś pójdzie nie tak jak powinno czy to z Tristanem w szpitalu, czy to z Jaśminą w domu. 

Na szczęście wszystko się udało.

Pawełem z Jaśminą świetnie dali sobie radę. Tristan fantastycznie współpracował z lekarzami, uspokajał innych pacjentów i był bardzo wyluzowany. Operacja przebiegła dobrze. Ja też dałam radę, aczkolwiek o 21 dostałam komunikat od mojego ciała "czas spać". Jestem dumna z naszej rodziny, że pięknie umie stanąć na wysokości zadania. Tworzymy zgrany, kochający się zespół. I wiem, że to nie ostatnie wyzwanie z jakim przyszło nam się mierzyć. Ale nie mam cienia wątpliwości, że wspólnymi siłami z każdym damy sobie radę.