sobota, 29 listopada 2014

Sprawa WAGI państwowej

Są takie sprawy które łączą wszystkie kobiety w naszej szerokości geograficznej.
Mianowicie  jedną z nich jest kwestia wagi. Ile ważymy, czy za dużo, czy za mało. Oczywiście te z nas które myślą, że ważą za dużo wolałyby ważyć za mało i odwrotnie. 
Oprócz tego, że same wiemy  w jakiej wadze czujemy się najlepiej, to też mamy najlepszą wiedzę, doświadczenie i uprawnienia aby podejmować temat tego ile winna ważyć nasza koleżanka, córka, siostra czy sąsiadka. Porażająca jest ilość reklam suplementów diety dla kobiet chcących zachować linię. Porażająca jest presja społeczna odnośnie tego jak winnam wyglądać Ja, Ty czy kobiety z naszego otoczenia. Przerażające jest to jak ta presja obniża poczucie własnej wartości, jak atrakcyjna kobieta/dziewczyna potrafi zniknąć w przestrzeni gdyż jej wygląd odbiega od dziewczyn z okładek kolorowych magazynów. I tym trudniej jest przeciętnej, zabieganej mamie odbudować swoje poczucie atrakcyjności po ciąży. 

Ciąża wiąże się ze wzrostem wagi. I te laski które mają doświadczenia, że przy zbilansowanej diecie przybiera się książkowo, brawo! Też miałam to szczęście. Ale znam dziewczyny które jedząc tak jak trzeba, puchły. Pomijając fakt, że spotykały się automatycznie z zarzutem "zapuszczenia" traciły jednocześnie poczucie własnej wartości. A umówmy się, że ciąża to dopiero początek. Problem akceptacji siebie pojawia się po niej. Począwszy od doznanego szoku po ujrzeniu swego ciała "PO". Skończywszy na podjęciu bądź nie, działań zmierzających do poprawy wyglądu. Zdarzają się Panie, którym dziecko rekompensuje wszystko, ale w większości przypadków jednak dąży się do poprawy stanu rzeczy. Gdyż chce się kobieta podobać swojemu mężowi, partnerowi. Kobieta chce się podobać samej sobie, jak również nie chce być obiektem drwin ze strony "koleżanek".

Według mnie takim samym nietaktem jak pytaniem mnie, od średnio zaprzyjaźnionych osób, o pozycje seksualne które preferuję,  jest pytanie mnie ile ważę, czy ćwiczę i czy dietę stosuję. 
Czemu ktoś mierzy mnie swoją miarą i uważa, że winnam gubić cokolwiek. Czemu ktoś podejmuje próbę wpędzania mnie w kompleksy, czemu ktoś wywiera na mnie presję.

Ja wszystko rozumiem, że ktoś może mieć dobre intencje, nie mieć złych zamiarów. 

Ale będę powtarzać do znudzenia. Każda z nas jest inna. Każda z nas inaczej w ciąży przybiera/ła, każda z nas inaczej reaguje na pewne produkty w diecie, na ruch bądź jego brak. Każda z nas inaczej radzi sobie ze stresami a nie są one bez wpływu na naszą wagę, jedne dziewczyny zajadają stresy nutellą, inne lodami, a jeszcze inne mają zatkany otwór gębowy. Każdej z nas inaczej w ciąży popękał brzuch albo i nie. Każda z nas ma inne wsparcie w mężu albo i nie. Każda inaczej sobie radzi z nową rolą, nawet jeśli Mamą zostaje po raz kolejny.

Patrzmy szerzej na świat i na życie. Patrzmy przychylniej na inne kobiety. I pamiętajmy, że chcemy lepszego świata dla naszych córek (synów oczywiście też). Bo o kobietach była mowa. Jeśli zaczniemy od siebie, dbając o to by nie wpędzać kobiet w naszym otoczeniu w sztuczne ramy jakie narzucają nam kolorowe magazyny i reklamy, naszym małym pociechom w przyszłości może żyć się lepiej. 

Bo szczęśliwa kobieta to piękna i atrakcyjna kobieta.

wtorek, 25 listopada 2014

Historyjka o chińskim geju

Taka sytuacja.

Syn zapytuje Matkę, na schodach klatki po zajęciach z chińskiego.

Syn: Mamo czy wiesz co znaczy GEJ OŁWEJ.

Matka: A nie masz na  myśli Game Over?

Syn: Niieeeee!!!! GEEEEJJJJ OŁWEEEEEJ

Matka: Okej

Syn: To wiesz co to znaczy? To po chińsku.

Matka: nie wiem ;)

Syn: To znaczy KONIEC ZAJĘĆ.

Matka Aaaahaaaa :) :D

Syn: może znaczyć koniec zabawy, koniec dnia. Zapamiętaj Geeeeej Ołwejjjj

Matka: Zapamiętałam. :)




niedziela, 23 listopada 2014

historia o Wordemordzie z warzywniaka

Piątkowy powrót do domu.  Po drodze zachaczamy o nasz najulubieńszy warzywniak " U Krystyny" przy czym zamiast Pani Krystyny był jej Pan Mąż. 

Taki dialog.  

Ja: Dzień dobry.  Poproszę brokuły,  2 marchewki i paczkę Tygrysków ( chrupki kukurydziane).
Mąż Krystyny: Widzę, że dzieci dzisiaj spokojne. 
Ja: Syn wraca z judo,  a Jaśmina odpadła na trasie. 
MK: :)

Tristan  ( a raczej Agent Pingwin)  : Agencie Sowo,  to nie jest Jaśmina tylko Agent Gekon. 
Wtedy zobaczyłam mały wytrzeszcz oczu u Męża Krystyny i zmarczone czoło.  

Tristan kontynuował: A to jest Wordemord!  
Ja: Wordemord?  Przecież  Pan jest dobry.  

Na twarzy Męża Krystyny rysowało się coraz większe niedowierzanie.  Widać było,  że chce dojść do sedna ale nie wie jak.

Tristan  rozjaśnił nieco sytuację.  
T: Pan jest dobrym Wordemordem bo ma owoce i warzywa i tygryski :)

Mąż Krystyny: 9.50 poproszę 

Ja: Proszę.  A my bawimy się w Agentów i w naszej fabule Wordemord jest zły ale Tristan stwierdził,  że Pan jest dobrym Wordemordem. Rozumie Pan,  wtedy powrót do domu jest ciekawszy :)
Do widzenia. 
Na twarzy MK rysowała się jasność a na mojej ulga,  że nie będzie myślał, ze coś z nami nie Tak:)
A zresztą,  niech se myśli.

piątek, 21 listopada 2014

Zwłoka przez duże Z

Zacznę od tego,  że bardzo was przepraszam. Za zaległości na blogu, za słaby refleks w odpowiadaniu. Siebie przepraszam za wyrzuty sumienia,  za frustrację, za nerwy, za niewyspanie,  za nieregularne odżywianie, za unikanie picia wody a przede wszystkim za przeładowanie negatywną energią. 
Opadam z sił a wciąż mam tyle do zrobienia.  Ledwo ułożę do spania Jaśminę a ona wstaje. O nie proszę państwa,  to nie tak,  że tak ambitnie wykorzystuję czas jej drzemki, że się nie obejrzę a ona już się budzi.  O nie!  Jaśmina beze mnie  pozwala sobie na max 20 minut drzemki.  I to wcale nie znaczy że jest po tej drzemce zregenerowana.  Wręcz przeciwnie.  Dlatego staram się pędem z nią położyć by załączyła ssaka i spała dalej.  Niech przybije pionę ten kto wie z jakim dramatem wiąże się obcowanie z niewyspanym brzdącem.  
I cała ta sytuacja nie byłaby tak dramatyczna gdyby nie fakt,  że po takim ponownym zassaniu nie ma mowy żeby sie ewakuowała dalej niż o 10 cm. 
Zatem jakaś godzina, czasem dwie leżenia z cyckiem na wierzchu.  A w domu sytuacja taka,  że zlew żyje własnym życiem, podłoga i łóżka wyglądają jak gruzowisko-wysypisko zabawek i ciuchów. W pralce ciuchy czekają na rozwieszenie a z suszarki na zdjęcie. Koty jeczą żeby dać im jeść, telefon dzwoni,  a został w drugim pokoju. Obiadu nie ma i sam się nie zrobi.  Tristan zaraz kończy szkołę i sam na zajęcia dodatkowe się nie zaprowadzi.  Żal,  płacz i lament.  Nie daję rady wieczorem zebrać myśli i dokończyć jednego z 20-tu postów ktore zaczełam pisać leżąc z małym ssakiem w łóżku. Brak mi sił. I znając złotą zasadę radzenia sobie z przeciążeniem obowiazkami,  segreguję je wedlug priorytetów. Zatem pewnie jak wiecie,  na pierwszym miejscu są dzieci.  

Proszę dajcie mi trochę czasu na ogarnięcie myśli, reorganizację w domu a obiecuję, że wrócę z twórczą głową. 

P. S.  Post pisany z telefonu,  za literówki przepraszam.