poniedziałek, 6 lipca 2015

#minimalizm

#minimalizm
Nie jestem minimalistką. Ale od niedawna czuję niebywałą potrzebę minimalizowania obecności w wirtualnej rzeczywistości. Tak cudownie jest być tu i teraz, bez spinania, uważnie obserwując co się dzieje dokoła, delektując się zapachami, uśmiechami dzieci, ciesząc się z każdej sekundy bo tak szybko uciekają. 

#selfie 
taki typ blogera ze mnie, że jak wpadnę na pomysł strzelenia selfiaka to przybijam sobie pionę i uznaję "ten" dzień za święto państwowe.

#lato
Łapiemy garściami.





czwartek, 2 lipca 2015

Tipy przeciętniary

Niestety porównujemy się. Zazdrościmy innym jędrniejszych cycków, bardziej płaskich brzuchów, gęstszych włosów, węższych talii, bardziej dzianych mężów, sprawniejszych kochanków i tak dalej. Można by tak w nieskończoność.

Też tak mam, czasami. Zwykle wtedy gdy jakimś cudem stanę ni to przodem ni to bokiem do lustra i po raz kolejny przeżyję szok. Po  raz kolejny spojrzę prawdzie w oczy. Tak. Mam trapezowy tyłek. Tak. Chciałabym mieć inny. A dokładnie bardziej na wzór J.Lo albo coś w ten deseń. Ale nie chcę dramatyzować bo przecież nie można mieć wszystkiego . Conie?


Zatem trzeba sobie ten koktajl zazdrości i przygnębienia łyknąć. Mój sposób na to jest prosty.

Pokochaj to co masz

1. Przede wszystkim, zawsze  może być gorzej i pewnie kiedyś będzie. Dlatego od nowa pokochuje ten mój trapezowy tyłek, bo przecież może zmienić kształt na nicnieprzypomjnającecoś, pomarszczone, obłe i obwisłe. Szacun tyłeczku że mogę określić Twój kształt. :*

Nic co ludzkie nie jest mi obce

2. Gdy poziom zazdrościo-frustracji sięga zenitu. Mówię sobie. Ta zajebista laska też jest tylko człowiekiem. Zrobionym. Podklejonym sylikonem, ale człowiekiem. Naciągniętym. Wyssaną z tłuszczu zajebistą dziunią, ale dalej tylko człowiekiem. A to znaczy, że sra, pierdzi i zalewa się krwią podczas okresu jak każda z nas.

3. Wszystkie sexy laski na insta, w koronkowej bieliźnie, wypięte, roztrzepane, potargane, przygryzające frywolnie palucha mają kolejną wspólną cechę. Wspólną z wszystkimi śmiertelnikami. (Strasznie mnie to jara)
Po przebudzeniu mają oborę w paszczy albo kibel jak kto woli. :D tak jak i My. Hell Yeah!


4. Starość, choroby? Dotykają z czasem każdego. Czy to pięknego, młodego i bogatego, czy "przeciętniaka" z trapezem na tylnych wrotach.

Reasumując. Nie łam się. Ja biorę przykład z Kryspina .

Love!


sobota, 13 czerwca 2015

Parada równości


Parada równości

Wczoraj po raz piętnasty parada równości przeszła ulicami Warszawy. Zwracając uwagę na dyskryminację wielu mniejszości, w tym etnicznych, osób niepełnosprawnych czy środowisk LGBT. Jedni z nas mniej czy bardziej rozumieją kwestie osób pikietujących. Inni nie chcą  i nie próbują ich zrozumieć. 

Nierówność

My dorośli zwykliśmy mówić o "równości" na różnych płaszczyznach. Przepychać się tym słowem i tym tematem w różnych sytuacjach. Gardzić urzędnikami dyskryminującymi jednych, a faworyzującymi drugich. Gardzimy wszystkimi pasażerami na gapę w naszych życiowych "kolejkach". Czemu mam być gorszy od tego drugiego. MYŚLIMY. Podnosimy gwar. Wszczynamy wojnę. Nie licząc się ze słowami. Nie licząc się z manierami, zasadami, dyplomacją czy etykietą. Jedziemy z koksem po bandzie, mieszając z błotem matki, babki i prababki naszych adwersarzy. Wtedy, gdy chodzi o utrzymanie naszej autonomii. Gdy czujemy się pokrzywdzeni, zagrożeni.

My dorośli, mimo wszystko mamy ten komfort. Mamy prawo mówić, a nawet krzyczeć. Mamy prawo zebrać się ekipą i wyjść na ulice. 

I to robimy.

Grochem o ścianę

Szkoda, że dalej trzeba krzyczeć, że trzeba walczyć o to, żeby mieć poczucie równości w konfrontacji z urzędnikami, specjalistami, przełożonymi, czy wykładowcami.

Dochodząc do meritum. Nie chcę tu pisać o legalizacji związków partnerskich, ani o dyskryminacji środowisk LGBT. Chcę zwrócić uwagę na jedną z grup społecznych (a jest ich wiele) której głos nie jest słyszalny. 

Grupa której wielu z nas nie rozumie, której problemy bagatelizuje.

To DZIECI!

Sporo z nich każdego dnia przeżywa dramat.
Dzieci z patologicznych domów, z niepełnych rodzin, czy nawet tych tradycyjnych.

Grupa wsparcia

Ale czy aby na pewno, Twoje dziecko ma prawo głosu w domu, w szkole, w kościele?
Czy ma prawo nie zgodzić się z dorosłym, czy ma prawo powiedzieć co czuje? Wykrzyczeć co mu leży na żołądku?

Dzieci każdego dnia uzewnętrzniają swoje uczucia. Dzieci mówią całym ciałem. 

Ale dorośli nie słyszą nic poza atakiem histerii, brakiem posłuszeństwa, piskami, krzykami. Widzą tylko złe stopnie,uwagi w dzienniczku, krzywe spojrzenia wychowawców.

Ciężko przyjąć winę na siebie. Ciężko utożsamić bunt kilkulatka z niedostosowaniem metod wychowawczych do młodzika. 

Ale tak jak nie dziwi nas poruszenie, gdy ktoś próbuje wepchać się nam w kolejkę do lekarza, dziwi nas gdy dziecko łapie się każdej możliwej metody by zostać zauważonym. By zostać usłyszanym. I nasza w tym głowa aby zapytać, pogadać, podrążyć. 

Nie dzielmy dzieci na lepszych i gorszych. Nie pozwalajmy krzywdzić tych najmłodszych, tych bez siły przebicia, tych bez głosu. Dajmy przykład zaangażowaną postawą. Postarajmy się zrozumieć i chciejmy słyszeć tych krzyczących, tych walczących o szczęście "buntowniczą" postawą. Bo jeśli dziecko w domu nie ma miłości, akceptacji i przykładu, niech znajdzie je w nas, w innych dorosłych. To może być jego jedyna droga ratunku.

Winę za złe zachowanie dzieci, zwykle ponoszą dorośli.

To kto wychodzi ze mną na ulice walczyć o prawa dzieci?

O prawo do głosu, do szczęścia, miłości, dobrego dzieciństwa. O prawo do tarzania się w błocie, jedzenia brudnymi rękami, do cieszenia się całym sobą. O prawo do wsparcia u osób dorosłych, prawo do bycia wysłuchanym, do popełniania błędów.

I najważniejsze o prawo do bycia sobą!



czwartek, 21 maja 2015

Breakfast fotostory


UWAGA!!! Jeśli jesteś pedantem albo reagujesz odruchem wymiotnym na brudne dzieci, WYJDŹ.

Uwielbiamy takie widoki, nie ze względu na wszechogarniające plaski kleiku ale dlatego, że cudownie jest obserwować jak córka się nam usamodzielnia. 

Miłego oglądania. 










wtorek, 12 maja 2015

Metoda na smroda

Nie od dziś wiadomo, że kluczem do sukcesu wychowawczego jest znalezienie "własnej"  metody na swoje smrody (dzieci). U jednego sprawdzi się TO a u drugiego TAMTO. 

*

Poniżej kilka sposobów które mi ułatwiają życie (tak żebym nie trafiła na srebrzysko/do szpitala psychiatrycznego) a nóż i Ty znajdziesz coś dla siebie. 

1. Udaję dziecko. 

Gdy żadne argumenty nie trafiają głównie do mojego syna. Informuję, że od tej pory ja też jestem dzieckiem. 
Bawię się jak dziecko, żartuje, turlam po trawie, dre się o żarcie i picie. Jęczę, trzęsę, marudzę. Szarpię o zabawki, obrażam, płaczę. No może tylko nie dłubię w gaciach i nosie. Ale poza tym wszystkie chwyty dozwolone. 

Nie znam kozaka który prędzej czym później nie kapilutuje błagając, - Maaaaamooooo przestań!!! Bądź  znowu maaaaamą!!!

2. Mówię w "kapuśniaczkowym" języku.

Kojarzycie komedię z Louisem de Funes " kapuśniaczek? I ufoludka fascynata kapuśniaczka? To ja używam jego skomplikowanego języka, gdy w domu mam armagedon (więcej niż dwoje dzieci) i żadne mnie nie słucha albo nie chce słyszeć. 

3. Zabawa w agentów. 

Gdy dzieci się nudzą. Trza zorganizować im misję do spełnienia. Moja w tym głowa aby fabuła akcji angażowała mnie jak najmniej. 

Agenci sprawdzają się i w domu, jak muszę zrobić obiad i jak wracamy z zajęć dodatkowych zmordowani jak po pielgrzymce do częstochowy. Trzeba mieć opanowane specjalistyczne słownictwo z bajek (najlepiej tych które lubi Twoje dziecko). Mi zawsze sprawdza sie wszystko z przedrostkiem super, turbo czy hiper. Np  - Włączam Turbonapęd w naszym superturbohipernogowniku, akumulatory naładowane odpalam superogniowe kule dłoniowe. Lecimy komandorze Laval.

Działa? No działa.

I to Always. 

A wy jakie macie metody na smrody? 

*  by Tristan

wtorek, 5 maja 2015

Wywalone jajca

Przychodzi taki czas. W życiu każdego rodzica. Każdego zaznaczam. W którym to bilans zysków i strat mówi jasno. Trza wywalić jajca i przeczekać armagedon. 

Aby móc powstać. Aby naładować baterie. Aby od nowa cieszyć się rodzicielstwem. Aby nie zwariować. Aby nie pozabijać dzieci i przypadkowo napotkanych przechodniów/zatroskanych ciotek dobra rada. 

Trzeba wywalić jajca.

Jakie by one nie były. Duże czy wielkości zielonego groszku. 

Masz prawo wywalić jajca. Czy to w postaci chwilowego braku konsekwencji, bałaganu na chacie, nieumytych tyłków dzieci czy niezmytego makijażu. 

Odpuść. Nie warto przechodzić na dietę psychotropową żeby utrzymać pozory idealnego, perfekcyjnie ogarniętego rodzica. 

W każdym razie ja tak sobie mówię. 


środa, 22 kwietnia 2015

Dlaczego nie warto karmić piersią.

Jeśli jeszcze sama do tego nie doszłaś to pomogę Ci to uzmysłowić. 

Karmienie piersią jest męczące.
Od początku musisz zawalczyć o to aby laktacja się pojawiła albo aby nie ustała. Więc pierwsze tygodnie (4-6 a może nawet 8) dziecko jest przywiązane do piersi. Za cholerę nic nie zrobisz, nie pochodzisz po sklepach (pomijam że w połogu jest to marna radocha), nie wyjdziesz na kawę z koleżankami, nie mówiąc o tym, że o lampce wina możesz zapomnieć.
Staniki wyglądają jak zaszczane szmaty, zero romantyzmu, czysta fizjologia. 
Zresztą matkom karmiącym znajomy jest obrazek nocnej konsternacji. 
-Yezoooo kto zsikał mi się do wyra? ... Aaaaa !!!!... Moje piersi. 

Karmienie z zasady jest na żądanie, więc nawet gdybyś stawała na rzęsach, zaplanować coś trudno. Część dzieci jak ciągnie cyca nie akceptuje gumy. (Smok i butla odpada). Więc jeśli będzie miało dziecko doła, smuteczek to bez cycka ani rusz. Czy to tramwaj, park, kolejka w przychodni czy szybki wypad do piekarni po bułki. Wywalasz cyca i jedziesz. Oczywiście co sprytniejsza i bardziej zdeterminowana matka i na to znajdzie sposób.

Ale czy warto? 

Warto się tak męczyć? Warto się tak frustrować? Szczególnie jeśli ma się więcej dzieci? 

To uwiązanie, brak dyspozycyjność, usypianie przy cycu, godzinne leżenie w bezczynności ( no chyba że grzebiesz po instagramie albo pintereście). Te obsikane staniki  i bluzki, te tryskające z cyców mleko. Obrzydlistwo. To gmeranie w staniku drugą rączką podczas karmienia. To wredne przygryzanie podczas ząbkowania. To szukanie piersi przy ludziach na ulicy. Ten terror piersi.

Po co to? 

A no po to aby dać dziecku lokatę. Lokatę na przyszłość. Ubezpieczenie. Na wypadek ciężkich infekcji. Szczególnie w okresie okienka immunologicznego. Szczególnie w czasie okresu wzmożonych infekcji i kontaktu z przedszkolakami.  Kto przechodził rotawirusa u niemowlaka ten wie. Że nic nie równa się piersi. Żaden preparat nawadniający, żadna kroplówka. W przypadku zakażeń pneumokokowych. W przypadku gdy Ciebie dopadnie infekcja. Możesz być pewna, że w Twoim mleku są przeciwciała i dziecko z automatu ma ochronę albo znacznie lepiej poradzi sobie z infekcją.

Wiele razy chciałam zrezygnować. Wiele razy ogarniało mnie wkurwienie, frustracja. Wiele razy miałam dość. Myślałam, że nie dam rady. Płakałam.

Ale przecież to, że jestem Matką to nie przypadek. Muszę wziąć to macierzyństwo z jego wadami i zaletami. Dać to co mogę najlepsze. 

Karmię ponad rok i chciałabym jeszcze. Ile to potrwa? Nie wiem.

Ale dziewczyny.  

Nasze mleko jest unikalne. Jest jak eliksir. Warto poić nim maluchy. Warto poszukać wsparcia, powalczyć. Bo sztuczny proszek od krowy nigdy nie zastąpi unikalnych wartości jaki może dać mamine ciało.


Trzymam za was kciuki. 

* Powyższy post ma na celu wsparcie dziewczyn które są w trakcie kryzysu laktacyjnego przez który sama wielokrotnie przechodziłam. Na szczęście znalazłam wsparcie i pomoc.


czwartek, 19 lutego 2015

Cała prawda o BLW.

*Poniższy post zawiera drastyczne sceny ze spożywania obiadu przez moją córkę. Jeśli jesteś wrażliwym pedantem, wyjdź.


O BLW usłyszałam chwilę przed albo zaraz po rozpoczęciu rozszerzania diety Jaśminie.


BLW  czyli Baby-led weaning  to metoda wprowadzania stałych pokarmów do diety dziecka, pozwalająca na naukę samodzielnego jedzenia od chwili startu. (źródło definicji)


I szczerze powiedziawszy nie wydaje mi się to żadnym odkryciem. O tyle o ile był swego czasu trend słoiczkowego żywienia, który na długo zapadł w świadomości rodziców. O tyle dla mnie naturalnym było i jest umożliwianie spożywania posiłków przez maluchy wszystkimi możliwymi członkami i sposobami. 

Dlatego też całe BLW wydaje mi się "zachodnim" wymysłem. 
Bo zapytajcie swoje matki, babki czy wcześniej nie dawało się dzieciakom w łapy jedzenia? 

Zachodni trend wymuskania, aby wszystko było piękne, nowe i czyściutkie. Może sprawiać, że BLW to taka swego rodzaju na nowo odkryta ameryka. Czyż nie? 

Dla tych którzy mają wątpliwości czy zdecydować się na rozszerzanie diety swoich maluchów przez BLW poniżej zamieszczam kilka zdjęć dla rozwiania wątpliwości jak wygląda BLW w parktyce.






Innymi słowy BLW to chwila spokoju dla rodzica, radocha dla dzieciaka, wszechogarniający chlew i dużo dużo prania :)

poniedziałek, 16 lutego 2015

#bagselfie

Zacznę od tego, że na maksa mnie rajcuje obserwowanie ludzi. "Zaglądanie" w ich sposób myślenia, działania. Obserowanie ich reakcji, sposób prowadzenia się. I nie odkryję ameryki twierdząc, że w sieci jest wszystko i nic. Przez pryzmat fotek wrzucanych na bloga, co najwyżej możesz stwierdzić czy podobają Ci się one, czy nie. Bo pewności mieć nie możesz czy to co widzisz na fotach jest podrasowane czy nie. A nawet zaryzykuję stwierdzenie, że możesz mieć pewność, że zostało pokazane " coś " co bloger chciał pokazać, nic ponad to. Dlatego nie ma co się sugerować i rysować sobie przez pryzmat przedmiotowego rysunku obrazu człowieka.


Ale dlatego też, strasznym śmiechem napawa mnie zaglądanie w kobiece torebki. 



O jezzzuniuuu, jak tam porządek. Pomadka od esté lauder, perfumy od hugo bossa, chusteczki higieniczne od coco chanel a podpaski tylko pozłacane od karla lagerfelda, lanserski kalendarz , najnowszy iPhone, 50 twarzy Greya i tajskie przekąski w szklanym pojemniku (bo plastikowe pojemniki są już dawno passé). Wszystko jak świeżutko ukradzione. /kto to dźwignie?/



A ja tak sobie myślę, że życie jest trochę mniej luksusowe. Szczególnie życie matki, ma w sobie nieco więcej uroku życiowej fizjologii. 



Poniżej możecie zajrzeć co kryją czeluści mojej torby, w której kiedyś można było znaleźć wszystko, a teraz prócz chlewu jest tam tylko niezbędne (wygniecione) minimum. Oczywiście w celu ograniczenia zwyrodnień kręgosłupa, gdyż moja córa nie godzi się na transport inny niż nosidło.




Dodam jeszcze, że zdarza mi się (całkiem często) nosić w bawełnianych siatkach. Szczególnie gdy przerasta mnie burdel jaki mam w torebce. 


Zawartość: 
1) ciuchy na zmianę dla Jaśminy + pielucha flanelowa - zawsze, ale to zawsze jest opcja, że się solidnie obsrajdoli. I mimo tego, że nie pokonujemy dużych odległości pieszo (pół godz w jedną stronę max), to nie czułabym się dobrze wiedząc, że moje dziecko kisi się w smrodliwej paćce;
2) pieluchy (biedra rulez) i chusteczki (rossman rulez);
3) wymemłane suche chusteczki. Jaśminy ulubiona zabawka;
4) flipsy - chyba każda mama wie, że czasami trzeba zatkać dziób swojemu dziecku;
5) zabawki dla Jasi i skromny ludek lego Tristana;
6) balsam który robi za krem do rąk i specyfik do ewentualnego przetarcia Jaśminowego tyłka;
7) portfel - który czasami służy mi groszem;
8) góra śmieci.

A u was co się nosi?

wtorek, 10 lutego 2015

Historyjka o bąku wędrowniczku


 Tristan rozmawia z kolegą, zbunkrowani we własnoręcznie zrobionej kryjówce. 


Kolega- nie wiem czemu wszyscy krzyczą z radości jak mnie widzą? 
Tristan- no ja krzyczałem na Twoich urodzinach ... Jak wszyscy.
Pauza

Tristan- Eeeeeeee !!!!! puściłeś bąka.
Kolega- nieeeee, to Tyyyyyy.
Tristan- nie. To nie ja. 
Kolega - może to Twoja Mama? 
Tristan- możeeee, ale lepiej się powąchnij.
Kolega- no dobra dobra. Skąd wiedziałeś?
Tristan- ej no, powiało od Ciebie i Mamy tu nie ma.
Kolega- ale mógł to być kot. Co? Bogdan albo Kantek. 
Tristan- Koty nie śmierdzą człowiekim bąkiem. 


poniedziałek, 2 lutego 2015

By nie przegapić życia

Gdyby dzisiaj był ostatni dzień twojego życia. Gdyby jutro miała nastać twego ciała cisza. 
Z perspektywą chłódu i pustki. 

Z kim chciałbyś teraz być? 
Do kogo się tulić? 
Z kim rozmawiać i o czym? 
Co byłoby szczytem marzeń? 

Myślę, że nie torebka od Louis Vuitton, nie najnowsze Maserati, nie sylikonowe cycki. 

Liczyłoby się tylko to co jest TU i TERAZ.
Byliby TYLKO, a tak naprawdę AŻ tylko wybrani, Ci najważniejsi dla serca. Nie Ci co umieją łechtać ego, co zachwalają, a za plecami szydzą i wykpiewają.
Czy mówiłbyś tym niezaprzyjaźnionym, że to chamy i darmozjady. Czy wyzywałbyś sąsiada od debila i prostaka. Czy życzyłabyś sąsiadce aby wreszcie męża na zdradzie złapała?

Myślę, że NIE.

Liczyłby się każdy oddech, każdy pocałunek, każde muśnięcie. Każde słowo na wagę złota, każda minuta jak wygrana na loterii. Łykał byś ten czas z radością. Z mężem, z dziećmi, z mamą, tatą, przyjaciółmi. Łykał byś to życie z każdym wdechem. Czuł, że żyjesz. Czuł, że jesteś.

Życzę wam tego. Życzę abyście czuli życie. Czuli, że jesteście. Czuli, że każdy dzień to jak milion w totka.

Bo człowiek to taka dziwna istota, która zamiast doświadczać radości, że jest. Pragie nieustannie łechtać swoje ego i więcej mieć. 



czwartek, 29 stycznia 2015

Precz z Kutasami

*poniższy tekst zawiera treści 18+ oraz przesycony jest wulgaryzmami i jest silnie nasycony feministycznie. Wyjdź jeśli czujesz, że tego typu treści mogą być dla Ciebie obraźliwe.


Kobieto. Zostawił Cię? Bo byłaś za słaba, za silna, za brzydka, za ładna, za gruba, za chuda, za głupia, za mądra, za fajna? Może na smyczy trzymałaś, albo w samopas puszczałaś? Albo za duże cycki miałaś? 

Kobieto. Zawsze jakiś gówniany powód się znajdzie. Zawsze będzie tłumaczenie. Zawsze jest jakaś taktyka i pierdolenie.

Poznał każdy skrawek twego ciała, zajechał każdą twoją wnękę. Znieważył każdą Twoją pracę myślą, mową, czynem i zaniechaniem. Trwonił Twój czas, miłość i energię. Hańbił wasze wspomnienia. Lekceważył prośby, błagania i ponaglenia. Przykładu dzieciom nie dawał. Z godności ograbiał. 


Zarzucił Ci TO? To zarzuci Ci TAMTO. 

Postanowiłaś poprawę, biegałaś na bieżni lub wpieprzałaś batony, kosmetyczkę odwiedzałaś albo w worek się odziałaś?

Zasmucę Cię. 

Nic to kurwa nie da. Żadne stawanie na rzęsach. Żadne pierdolone starania.

Jeśli tylko w tej zabawie jest trzeci element. 

Kobieta/Alkohol/Mężczyzna/Hazard/Dragi itp. Itd.

Wiem, że potrzeba czasu aby zaakceptować burdel w jakim się obudziłaś. Wiem, że nie jest łatwo nie brać na banie poczucia winy jakie jest na Ciebie zrzucane. Wiem, że do tej pory Twój świat miał jakieś ramy, a teraz krajobraz wygląda jak czołgiem rozjechany. 

Wiem. To wszystko wiem.

Wiem, że boli, wiem, że jest chujowo. Wiem, że serce pęka na spółę z głową, wiem że nie masz siły. 

Ale uwierz, że każda z nas jest w stanie wyjść nawet z najgorszej mogiły.

Bo!!! Bo kobiety mają w sobie to coś czego faceci nie mają. To coś co sprawia, że jeśli tylko chcą, to z każdego gówna się wyczołgają. 

Powyższy post dedykuję tym wszystkim kobietom które odnalazły w sobie tę siłę albo są na najlepszej drodze do jej odnalezienia.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Orgazmy i te sprawy

Orgazm. Dobra rzecz. Niezaprzeczalnie potrzebna. Ale zupełnie nie rozumiem skąd w niektórych kręgach totalnie nieadekwatne powiązanie orgazmu jedynie ze stosunkiem płciowym. Być może niektórych z was zaskoczę ale do orgazmu nie trzeba od razu bawić się w łóżkowe wygibasy, pocić, wysilać, jęczęć i stękać.

LODY

Oł jes! Dziewczyny też lubią lodziki. Ja lubię nie byle jakie, tylko najlepsze. A najlepsze dostaniecie u Anety i Szymona na Gdańskiej Morenie w cukierni Wega. Lody produkowane są przez Szymona, w okresie wiosenno-letnim, zatem jeszcze chwilę trzeba się wstrzymać. Na samą myśl o nich robi mi się dobrze. Obłędna rozkosz dla języka. Na dodatek nie zawierają konserwantów i jedna gałka spokojnie jest wielkości dwóch albo i trzech w przeciętnej cukierni. Grzech się na nie nie skusić.

DŹWIĘKI

Wspominałam wcześniej, że muzyka w naszym życiu ma ogromne znaczenia. A ja szczególnie uwielbiam muzykę na żywo, czuć całym ciałem instrumenty. Jak każdy dźwięk z osobna przechodzi przez moje członki. Ze względu na specyficzny terrorystyczny charakter mojej córki, wiele fantastycznycha koncertów mi przepadło w ostatnim czasie. Ale całe szczęście są STREETWAVESy i możliwość koncertowania się z dziećmi na świeżym powietrzu. Ponadto, dźwięki przyrody. Szum morza, szum drzew, śpiewanie ptaków, poranne klekotanie rozklekotanych tramwajów z Nowego Portu na Stogi, dźwięk myjki budzącej kocie łby na starówce i wiele wiele innych.

SŁOŃCE

Też tak macie, że jak przychodzi wiosna. Nawet ta wczesna, marcowa przynosząc ze sobą ciepłe słońce, to macie ochotę wstawać o 5, biegać, skakać, rozkoszować się dniem i radość nie ma końca? Ooooh wiem, że już niedługo ze śniegowców przerzucimy się na trampki/tenisówki i będziemy robić maratony spacerowe po bastionach. Waiting for it!!!

ZAPACHY

Każdy z nas ma swoją unikalną matrycę zapachową, dzięki której budzą się wspomnienia i robi nam się dobrze (albo i nie). Moim zupełnym faworytem jest zapach skóry. Moich dzieci i Pawełka. Zaraz po tym jest zapach wiosny, rozgrzanej ziemi, zapach igliwia, morza, pieczonego chleba, świeżo zaparzonej kawy i siana.



A wy czym orgazmujecie się na codzień?


piątek, 23 stycznia 2015

Mniej

Uczę się. Trenuję namiętnie sztukę dawania MNIEJ. Tak! Właśnie. 


Mniej.



Mniej plastiku, aluminium, kabelków, drucików, światełek. Mniej tego całego taniego i drogiego badziewia. Które według "specjalistów" tak ważne jest w prawidłowym rozwoju naszego dziecka. 



Mniej. 



Mniej słodkiej radości w postaci syropu glukozowo-fruktozowego, wzmacniaczy smaków, aromatów i innego syfu. Które ponoć daje naszym dzieciom szczęście każdego dnia.



Mniej. 



Mniej szumu, warczenia i wrzasków z jutjuba, legodotkom, disnejdotkom. 





Mniej zapychaczy czasu. 

I ten trening wymaga ode mnie oderwania się od telefonu, od fejsa, od bloga. 
No cóż. Wziętą blogerką nie będę. ;)


Ale jak to mówią. Nie można mieć wszystkiego. Zatem ja wybieram mieć szczęśliwe dzieci.



* bycie wziętą/wziętym blogerem nie wyklucza posiadania szczęśliwych dzieci i szczęśliwej rodziny. Mój osobisty daily schedule zwyczajnie mało kiedy przewiduje czas tylko dla mnie i póki co nie jestem w stanie tygodniowo więcej go wykrzesać.

niedziela, 11 stycznia 2015

Wywal sierściucha!

W obecnych czasach zupełnie nam nie po drodze ze zwierzętami domowymi. Chaty na pełnym wypasie, z eksluzywnymi meblami, przestronnymi wnętrzami. Dbałością o każdy detal, aby wygląd dorównywał pomieszczeniom z design magazynów. Kto by miał czas codziennie dwa a nawet trzy razy wychodzić na długi spacer z psem. Nie od dziś wiadomo, że czas to pieniądz. Zresztą no heloł, jaki wstyd w odpicowanym wdzianku i odpieprzonym zderzaku zbierać kundlowate gówna. Feeee a feeee!!! A zresztą psy to są tylko ładne za szczeniaka. Później nie wiedzieć dlaczego, cały urok pryska. Pierdzą, rzygają, szczekają i jeszcze skaczą na nas z radości zostawiając po sobie kopce sierści. Do tego bulwersującym jest fakt, że robią w mediach jakąś dziką nagonkę aby adoptować psy ze schroniska. Skandal! Z drugiego rzutu? Jak ktoś wyrzucił to najwidoczniej pies się nie nadaje do lansu.


Z sierściuchami sprawa wygląda deczko inaczej. Jeśli kot jest stacjonarny zbieractwo gówien wygląda bardziej kameralnie, nasz wizerunek nie będzie opinii publicznej gryzł w oko. A już najlepiej jak kot wychodzi sam na nocne eskapady, to wtedy kwestie zabawy z gównami mamy z głowy. Wysra się do osiedlowej piaskownicy i z bani. 

Co oczywiście nie oznacza, że istnieje choć najmniejszy sens aby przygarnąć takiego włochacza. Nie od dziś wiadomo, że koty chodzą swoimi ścieżkami i nie przyzwyczajają się do ludzi tylko do miejsca. Wiem coś o tym i cały czas pluję sobie w brodę, że mamy trzy smrody. 



Do tego koty są strasznie fałszywe. Mam serce w gardle gdy moje bezbronne najmłodsze dziecko zostaje sam na sam z Bogdanem. Wszystko się może zdarzyć.





Rozumiecie teraz co mam na myśli? Koty to urodzeni mordercy. Ponadto, głównym mankamentem sierściuchów jest fakt, że włosy zostawiają wszędzie, na ubraniach, na twojej twarzy, na meblach, pod meblami, w jedzeniu. Wszędzie! I na dodatek drapią wszystko co popadnie, beszczelnie uzurpują sobie prawo do poruszania się po każdej płaszczyźnie mieszkania. Nawet jeśli miałoby to oznaczać chodzenie po ścianach. Człowiek przestaje się czuć jak u siebie, tylko jak w schronisku. 

Zanim zdecydujesz się na zwierze domowe napisz do mnie. Pomogę wybić Ci to z głowy. 

No chyba, że świadomy jesteś obowiązków ciążących na Tobie, jako właścicielu zwierzyńca. Wiesz, że bardziej bezwarunkowej miłości nie dostaniesz od nikogo i pragniesz uczyć swoje dzieci wrażliwości na współbytowanie z mniejszymi istotami.








czwartek, 8 stycznia 2015

Marzenie Matki

Uwielbiamy muzykę. Jest ona bardzo ważna w naszym życiu. I gdybym tylko mogła słuchałabym namiętnie Besides, to teraz zwyczajnie nie mam na to warunków w domu. Ostatnio wałkuję w kółko to samo. Do zrzygania. Tym gorzej, że do ulubionych rzeczy mojej córki dołączył Gummy Bear. Aaaa feeee!!!

Tym bardziej moje marzenia oscylują w klimatach ciszy. Często, bardzo często ją wizualizuję.

Widzicie to? Pusty dom. Żaden sprzęt nie chodzi. Żadnego mielenia pralki, bulgotania w garnkach, żadnego stukania w ściany. Koty nie grzebią akurat w kuwecie, nie urządzają maltretowania Bogdana, a Filipek (świnka morska) nie kwindoli z klatki, że głodny. Listonosz nie dzwoni, sąsiadka nie puka. No i najważniejsze dzieci nie ma w domu. Pawełka też. Jestem sama samiusieńka. Telefon też dziwnie wyłączony. Rozkładam się na sofie. Wyłączam myślenie. I leżę na gaciach delektując się ciszą. 

Ale póki co, takie marzenie jest mało prawdopodobne do spełnienia. Prędzej wygram milion w totka. A co wam się marzy? 

Źródło zdjęcia

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Postanowienia noworoczne

Wszyscy mają jakieś postanowienia. Jedni nie jeść słodyczy, rzucić palenie, więcej się ruszać. A inni aby zdobyć więcej czytelników, klientów, kontrahentów. No ja takich nie mam. Ale za to są sprawy nad którymi muszę i chcę pracować. I postanawiam sobie, że :


1. Skupię się jeszcze bardziej na sobie i swoich bliskich. Nie na tym co zrobiła Aśka, Kaśka czy sraśka. Ograniczyć tematy zastępcze do minimum. Ograniczyć toksyczne, jałowe i śmieciowe temato-ploty. Kończyć rozmowy które sieją w moim życiu ziarno złości, stresu czy nienawiści.

2. Pracować nad cierpliwością. Bo ostatnie miesiące pokazały, że przy nadpodaży zadań nie daję rady z nerwami. I nawet liczenie do 10 nie zawsze pomaga. A złość potęguje tylko bezsilność i poczucie winy. Błędne koło.

3.  Akceptować bliskich z ich zaletami i wadami. Wbrew pozorom to jedno z najtrudniejszch zadań. Spędzam z bliskimi czas, mam ich przy sobie fizycznie czy telefonicznie. Spędzam czas na rozmowach, ale również przy zwykłych codziennych czynnościach. I przy tym ostatnim warto się zatrzymać. Bo według mnie wspólne sprzątanie z mężczyzną i dziećmi to istny bieg przez pole minowe. 

4. Akceptować decyzje. Bliskich i daleki, pamiętając, że to oni poniosą tego ewentualne konsekwencje. Pamiętać, że czasami nie ma innej drogi do zdobycia wiedzy jak popełnienie bolesnych błędów. Dla każdej matki wyczynem będzie akceptacja, w sumie najlepiej cicha akceptacja błędów dzieci. Bez mędolenia - Aaaaaa nieeeeee mówiłaaaaam..... !!!!
I tego pragnę dokonać!

5. Ostatnie. Takie banalne a jakże zapominane. 
Chcę i będę cieszyć się każdym dniem. Tym co niesie. Cieszyć się czasem z rodziną. Tym zwyczajnym, bez fajerwerków, oooohhhhów i aaaahhhhów. Ciszyć się bliskością z moim najkochańszym. Dawać i brać radość z seksu. Z takiego zwyczajnego. Bez łoża usłanego różami, bez fikuśnej bielizny i świec. 

I zapomniałabym.

6.  Mniej chcieć! Materialnie mniej.

Amen(t).


sobota, 3 stycznia 2015

Czego próżno szukać na moim blogu.

Długo zbierałam moje myśli, wnętrzności i uczucia do kupy by opisać czego na moim blogu próżno będzie szukać. A myślę, że ważny jest to post. Szczególnie kluczowa jest to informacja dla przypadkowych podróżnych. Zostać czy spierdzielać? Oto jest pytanie. Szczególnie, że na brak ciekawych blogów nie można narzekać. A nad zdrowie i czas dobrze spędzony nie ma nic cenniejszego. 

Nie spodziewajcie się u mnie przesadnie długi postów. Lubię konkrety. Na rozlazłość nie mam czasu. A i koncepcja była taka, że jak ma ktoś wolne 3 minuty to akurat da radę sprawdzić co u mnie słychać.

Nie spodziewajcie się u mnie postów z pięknymi zdjęciami. Starałam się. Ale przede wszystkim ciągle mam sajgon na chacie. Nie znaczy to, że nie sprzątam, tylko że moje dzieci specjalizują się w robieniu burdelu. Na dodatek ciągle są w ruchu i zawsze w kadr swoim kuprem wejdzie jakiś kot. Skąd one się biorą? Ale nie znaczy to, że żadnych zdjęć nie będę wrzucała. Jakieś będę.


Nie będzie stylówek. Moje dzieci zawsze sie czymś upieprzą a przy okazji mnie. Przyznajcie mniej rzuca się w oczy upieprzony dres niż rajstopy. 

Nie będzie u mnie postów codziennie. Od kiedy zmieniłam swoje życie na lepsze kończąc toksyczny związek, musiałam postawić wszystko na jedną kartę. Albo skupiam się na sobie, albo na innych. Całe szczęście to pierwsze wygrało. Dlatego z pewnością nie będę się zmuszać do wyciskania z siebie myśli i słów jeśli nie będę miała na to sił, czasu czy ochoty. Wszystko co znajdziecie na moim blogu jest w 100% z mojego serca (no chyba, że jakiś palant mi je zhakuje).

A i nie macie co szukać u mnie ściemy, hipokryzji i kitu. Nie trawię tego w realu i wirtualu. 

Z pewnością coś się jeszcze znajdzie, a w sumie nie znajdzie się na moim blogu, ale teraz nie przychodzi mi do głowy. Oczywiście wszystko oprócz tego ostatniego punktu może ulec zmianie, gdyż daję sobie prawo do zmiany. :)