poniedziałek, 6 lipca 2015

#minimalizm

#minimalizm
Nie jestem minimalistką. Ale od niedawna czuję niebywałą potrzebę minimalizowania obecności w wirtualnej rzeczywistości. Tak cudownie jest być tu i teraz, bez spinania, uważnie obserwując co się dzieje dokoła, delektując się zapachami, uśmiechami dzieci, ciesząc się z każdej sekundy bo tak szybko uciekają. 

#selfie 
taki typ blogera ze mnie, że jak wpadnę na pomysł strzelenia selfiaka to przybijam sobie pionę i uznaję "ten" dzień za święto państwowe.

#lato
Łapiemy garściami.





czwartek, 2 lipca 2015

Tipy przeciętniary

Niestety porównujemy się. Zazdrościmy innym jędrniejszych cycków, bardziej płaskich brzuchów, gęstszych włosów, węższych talii, bardziej dzianych mężów, sprawniejszych kochanków i tak dalej. Można by tak w nieskończoność.

Też tak mam, czasami. Zwykle wtedy gdy jakimś cudem stanę ni to przodem ni to bokiem do lustra i po raz kolejny przeżyję szok. Po  raz kolejny spojrzę prawdzie w oczy. Tak. Mam trapezowy tyłek. Tak. Chciałabym mieć inny. A dokładnie bardziej na wzór J.Lo albo coś w ten deseń. Ale nie chcę dramatyzować bo przecież nie można mieć wszystkiego . Conie?


Zatem trzeba sobie ten koktajl zazdrości i przygnębienia łyknąć. Mój sposób na to jest prosty.

Pokochaj to co masz

1. Przede wszystkim, zawsze  może być gorzej i pewnie kiedyś będzie. Dlatego od nowa pokochuje ten mój trapezowy tyłek, bo przecież może zmienić kształt na nicnieprzypomjnającecoś, pomarszczone, obłe i obwisłe. Szacun tyłeczku że mogę określić Twój kształt. :*

Nic co ludzkie nie jest mi obce

2. Gdy poziom zazdrościo-frustracji sięga zenitu. Mówię sobie. Ta zajebista laska też jest tylko człowiekiem. Zrobionym. Podklejonym sylikonem, ale człowiekiem. Naciągniętym. Wyssaną z tłuszczu zajebistą dziunią, ale dalej tylko człowiekiem. A to znaczy, że sra, pierdzi i zalewa się krwią podczas okresu jak każda z nas.

3. Wszystkie sexy laski na insta, w koronkowej bieliźnie, wypięte, roztrzepane, potargane, przygryzające frywolnie palucha mają kolejną wspólną cechę. Wspólną z wszystkimi śmiertelnikami. (Strasznie mnie to jara)
Po przebudzeniu mają oborę w paszczy albo kibel jak kto woli. :D tak jak i My. Hell Yeah!


4. Starość, choroby? Dotykają z czasem każdego. Czy to pięknego, młodego i bogatego, czy "przeciętniaka" z trapezem na tylnych wrotach.

Reasumując. Nie łam się. Ja biorę przykład z Kryspina .

Love!


sobota, 13 czerwca 2015

Parada równości


Parada równości

Wczoraj po raz piętnasty parada równości przeszła ulicami Warszawy. Zwracając uwagę na dyskryminację wielu mniejszości, w tym etnicznych, osób niepełnosprawnych czy środowisk LGBT. Jedni z nas mniej czy bardziej rozumieją kwestie osób pikietujących. Inni nie chcą  i nie próbują ich zrozumieć. 

Nierówność

My dorośli zwykliśmy mówić o "równości" na różnych płaszczyznach. Przepychać się tym słowem i tym tematem w różnych sytuacjach. Gardzić urzędnikami dyskryminującymi jednych, a faworyzującymi drugich. Gardzimy wszystkimi pasażerami na gapę w naszych życiowych "kolejkach". Czemu mam być gorszy od tego drugiego. MYŚLIMY. Podnosimy gwar. Wszczynamy wojnę. Nie licząc się ze słowami. Nie licząc się z manierami, zasadami, dyplomacją czy etykietą. Jedziemy z koksem po bandzie, mieszając z błotem matki, babki i prababki naszych adwersarzy. Wtedy, gdy chodzi o utrzymanie naszej autonomii. Gdy czujemy się pokrzywdzeni, zagrożeni.

My dorośli, mimo wszystko mamy ten komfort. Mamy prawo mówić, a nawet krzyczeć. Mamy prawo zebrać się ekipą i wyjść na ulice. 

I to robimy.

Grochem o ścianę

Szkoda, że dalej trzeba krzyczeć, że trzeba walczyć o to, żeby mieć poczucie równości w konfrontacji z urzędnikami, specjalistami, przełożonymi, czy wykładowcami.

Dochodząc do meritum. Nie chcę tu pisać o legalizacji związków partnerskich, ani o dyskryminacji środowisk LGBT. Chcę zwrócić uwagę na jedną z grup społecznych (a jest ich wiele) której głos nie jest słyszalny. 

Grupa której wielu z nas nie rozumie, której problemy bagatelizuje.

To DZIECI!

Sporo z nich każdego dnia przeżywa dramat.
Dzieci z patologicznych domów, z niepełnych rodzin, czy nawet tych tradycyjnych.

Grupa wsparcia

Ale czy aby na pewno, Twoje dziecko ma prawo głosu w domu, w szkole, w kościele?
Czy ma prawo nie zgodzić się z dorosłym, czy ma prawo powiedzieć co czuje? Wykrzyczeć co mu leży na żołądku?

Dzieci każdego dnia uzewnętrzniają swoje uczucia. Dzieci mówią całym ciałem. 

Ale dorośli nie słyszą nic poza atakiem histerii, brakiem posłuszeństwa, piskami, krzykami. Widzą tylko złe stopnie,uwagi w dzienniczku, krzywe spojrzenia wychowawców.

Ciężko przyjąć winę na siebie. Ciężko utożsamić bunt kilkulatka z niedostosowaniem metod wychowawczych do młodzika. 

Ale tak jak nie dziwi nas poruszenie, gdy ktoś próbuje wepchać się nam w kolejkę do lekarza, dziwi nas gdy dziecko łapie się każdej możliwej metody by zostać zauważonym. By zostać usłyszanym. I nasza w tym głowa aby zapytać, pogadać, podrążyć. 

Nie dzielmy dzieci na lepszych i gorszych. Nie pozwalajmy krzywdzić tych najmłodszych, tych bez siły przebicia, tych bez głosu. Dajmy przykład zaangażowaną postawą. Postarajmy się zrozumieć i chciejmy słyszeć tych krzyczących, tych walczących o szczęście "buntowniczą" postawą. Bo jeśli dziecko w domu nie ma miłości, akceptacji i przykładu, niech znajdzie je w nas, w innych dorosłych. To może być jego jedyna droga ratunku.

Winę za złe zachowanie dzieci, zwykle ponoszą dorośli.

To kto wychodzi ze mną na ulice walczyć o prawa dzieci?

O prawo do głosu, do szczęścia, miłości, dobrego dzieciństwa. O prawo do tarzania się w błocie, jedzenia brudnymi rękami, do cieszenia się całym sobą. O prawo do wsparcia u osób dorosłych, prawo do bycia wysłuchanym, do popełniania błędów.

I najważniejsze o prawo do bycia sobą!



czwartek, 21 maja 2015

Breakfast fotostory


UWAGA!!! Jeśli jesteś pedantem albo reagujesz odruchem wymiotnym na brudne dzieci, WYJDŹ.

Uwielbiamy takie widoki, nie ze względu na wszechogarniające plaski kleiku ale dlatego, że cudownie jest obserwować jak córka się nam usamodzielnia. 

Miłego oglądania. 










wtorek, 12 maja 2015

Metoda na smroda

Nie od dziś wiadomo, że kluczem do sukcesu wychowawczego jest znalezienie "własnej"  metody na swoje smrody (dzieci). U jednego sprawdzi się TO a u drugiego TAMTO. 

*

Poniżej kilka sposobów które mi ułatwiają życie (tak żebym nie trafiła na srebrzysko/do szpitala psychiatrycznego) a nóż i Ty znajdziesz coś dla siebie. 

1. Udaję dziecko. 

Gdy żadne argumenty nie trafiają głównie do mojego syna. Informuję, że od tej pory ja też jestem dzieckiem. 
Bawię się jak dziecko, żartuje, turlam po trawie, dre się o żarcie i picie. Jęczę, trzęsę, marudzę. Szarpię o zabawki, obrażam, płaczę. No może tylko nie dłubię w gaciach i nosie. Ale poza tym wszystkie chwyty dozwolone. 

Nie znam kozaka który prędzej czym później nie kapilutuje błagając, - Maaaaamooooo przestań!!! Bądź  znowu maaaaamą!!!

2. Mówię w "kapuśniaczkowym" języku.

Kojarzycie komedię z Louisem de Funes " kapuśniaczek? I ufoludka fascynata kapuśniaczka? To ja używam jego skomplikowanego języka, gdy w domu mam armagedon (więcej niż dwoje dzieci) i żadne mnie nie słucha albo nie chce słyszeć. 

3. Zabawa w agentów. 

Gdy dzieci się nudzą. Trza zorganizować im misję do spełnienia. Moja w tym głowa aby fabuła akcji angażowała mnie jak najmniej. 

Agenci sprawdzają się i w domu, jak muszę zrobić obiad i jak wracamy z zajęć dodatkowych zmordowani jak po pielgrzymce do częstochowy. Trzeba mieć opanowane specjalistyczne słownictwo z bajek (najlepiej tych które lubi Twoje dziecko). Mi zawsze sprawdza sie wszystko z przedrostkiem super, turbo czy hiper. Np  - Włączam Turbonapęd w naszym superturbohipernogowniku, akumulatory naładowane odpalam superogniowe kule dłoniowe. Lecimy komandorze Laval.

Działa? No działa.

I to Always. 

A wy jakie macie metody na smrody? 

*  by Tristan

wtorek, 5 maja 2015

Wywalone jajca

Przychodzi taki czas. W życiu każdego rodzica. Każdego zaznaczam. W którym to bilans zysków i strat mówi jasno. Trza wywalić jajca i przeczekać armagedon. 

Aby móc powstać. Aby naładować baterie. Aby od nowa cieszyć się rodzicielstwem. Aby nie zwariować. Aby nie pozabijać dzieci i przypadkowo napotkanych przechodniów/zatroskanych ciotek dobra rada. 

Trzeba wywalić jajca.

Jakie by one nie były. Duże czy wielkości zielonego groszku. 

Masz prawo wywalić jajca. Czy to w postaci chwilowego braku konsekwencji, bałaganu na chacie, nieumytych tyłków dzieci czy niezmytego makijażu. 

Odpuść. Nie warto przechodzić na dietę psychotropową żeby utrzymać pozory idealnego, perfekcyjnie ogarniętego rodzica. 

W każdym razie ja tak sobie mówię. 


środa, 22 kwietnia 2015

Dlaczego nie warto karmić piersią.

Jeśli jeszcze sama do tego nie doszłaś to pomogę Ci to uzmysłowić. 

Karmienie piersią jest męczące.
Od początku musisz zawalczyć o to aby laktacja się pojawiła albo aby nie ustała. Więc pierwsze tygodnie (4-6 a może nawet 8) dziecko jest przywiązane do piersi. Za cholerę nic nie zrobisz, nie pochodzisz po sklepach (pomijam że w połogu jest to marna radocha), nie wyjdziesz na kawę z koleżankami, nie mówiąc o tym, że o lampce wina możesz zapomnieć.
Staniki wyglądają jak zaszczane szmaty, zero romantyzmu, czysta fizjologia. 
Zresztą matkom karmiącym znajomy jest obrazek nocnej konsternacji. 
-Yezoooo kto zsikał mi się do wyra? ... Aaaaa !!!!... Moje piersi. 

Karmienie z zasady jest na żądanie, więc nawet gdybyś stawała na rzęsach, zaplanować coś trudno. Część dzieci jak ciągnie cyca nie akceptuje gumy. (Smok i butla odpada). Więc jeśli będzie miało dziecko doła, smuteczek to bez cycka ani rusz. Czy to tramwaj, park, kolejka w przychodni czy szybki wypad do piekarni po bułki. Wywalasz cyca i jedziesz. Oczywiście co sprytniejsza i bardziej zdeterminowana matka i na to znajdzie sposób.

Ale czy warto? 

Warto się tak męczyć? Warto się tak frustrować? Szczególnie jeśli ma się więcej dzieci? 

To uwiązanie, brak dyspozycyjność, usypianie przy cycu, godzinne leżenie w bezczynności ( no chyba że grzebiesz po instagramie albo pintereście). Te obsikane staniki  i bluzki, te tryskające z cyców mleko. Obrzydlistwo. To gmeranie w staniku drugą rączką podczas karmienia. To wredne przygryzanie podczas ząbkowania. To szukanie piersi przy ludziach na ulicy. Ten terror piersi.

Po co to? 

A no po to aby dać dziecku lokatę. Lokatę na przyszłość. Ubezpieczenie. Na wypadek ciężkich infekcji. Szczególnie w okresie okienka immunologicznego. Szczególnie w czasie okresu wzmożonych infekcji i kontaktu z przedszkolakami.  Kto przechodził rotawirusa u niemowlaka ten wie. Że nic nie równa się piersi. Żaden preparat nawadniający, żadna kroplówka. W przypadku zakażeń pneumokokowych. W przypadku gdy Ciebie dopadnie infekcja. Możesz być pewna, że w Twoim mleku są przeciwciała i dziecko z automatu ma ochronę albo znacznie lepiej poradzi sobie z infekcją.

Wiele razy chciałam zrezygnować. Wiele razy ogarniało mnie wkurwienie, frustracja. Wiele razy miałam dość. Myślałam, że nie dam rady. Płakałam.

Ale przecież to, że jestem Matką to nie przypadek. Muszę wziąć to macierzyństwo z jego wadami i zaletami. Dać to co mogę najlepsze. 

Karmię ponad rok i chciałabym jeszcze. Ile to potrwa? Nie wiem.

Ale dziewczyny.  

Nasze mleko jest unikalne. Jest jak eliksir. Warto poić nim maluchy. Warto poszukać wsparcia, powalczyć. Bo sztuczny proszek od krowy nigdy nie zastąpi unikalnych wartości jaki może dać mamine ciało.


Trzymam za was kciuki. 

* Powyższy post ma na celu wsparcie dziewczyn które są w trakcie kryzysu laktacyjnego przez który sama wielokrotnie przechodziłam. Na szczęście znalazłam wsparcie i pomoc.