niedziela, 31 sierpnia 2014

O seksie rozmawiać z dziećmi

Czy jeśli w internecie jest wszystko o seksie to znaczy, że w odpowiedni sposób przygotuje on nasze dzieci do tego tematu ? Czy to oznacza że rozmawianie z dzieckiem jest zbędne? Czy nasza rozmowa na ten temat może je zdemoralizować? Czy jednak najbardziej przystępną i bezpieczną formą będzie szczera i otwarta rozmowa?

Spotkałam się z opinią, że "z sześciolatkiem nie ma co rozmawiać o seksie, tylko rozbudzisz jego ciekawość i może pójść to w niewłaściwą stronę". Ale w jaką. Pytam ja się?. Przede wszystkim to MY, dorośli mamy erotyczne wyobrażenie seksu, dzieci co najwyżej wiedzą że służy on do tego aby mieć dzieci (na  etapie przedszkolnym). "Seks rodziców" a "seks w pornolu" jest diametralnie różny. Głównie dlatego, że ten pierwszy opiera się na miłości. Nie pozwólmy dzieciom aby swoją pierwszą wiedzę na ten temat zdobywały w podstawówce albo gimnazjum z wynaturzonych filmów albo opowieści kolegów, tylko dlatego, że wcześniej baliśmy się albo nie umieliśmy z nimi rozmawiać. Dziecko w przedszkolu, jeśli zapyta wprost, to pewnie dlatego, że usłyszało hasło od rówieśników, a chce wiedzieć od nas rodziców (jedynych autorytetów w ich życiu póki co) jak to naprawdę jest. 

Osobiście uważam, że z dzieckiem pierwszą rozmowę należy przeprowadzić w przedszkolu lub wcześniej gdy samo o to zapyta. 

Klucz rozmowy tkwi w szczerości (nie walić dziecku kitu) oraz dostosowaniu odpowiedzi do wieku i wiedzy odbiorcy.
Rozmawiajmy z dziećmi zanim ktoś nas ubiegnie. 

A teraz proszę o pomoc. Etap przedszkola mam za sobą, mój syn idzie do szkoły. 

Wiecie może jaką publikację winnam przyswoić aby być przygotowaną na pytania szkolniaka?

piątek, 29 sierpnia 2014

Umieć docenić to co się ma

Budzisz się rano. I co widzisz? Co myślisz? Jak patrzysz na swoje życie?

To jakie mamy nastawienie do życia w dużej mierze zależy od naszych rodziców, jak nas nauczą reagować na różne bodźce i radzić sobie z problemami oraz oczywiście od dnia cyklu w jakim  znajduje się kobieta. ;)

Polak lubi ponarzekać. Czy to znaczy, że nie docenia tego co ma ? 

Osobiście odnoszę czasami takie właśnie wrażenie. Czy to wszechobecne niezadowolenie przysłania mu wiele radości, wspaniałości które towarzyszą jego życiu? Z pewnością.

Według Pani prof. dr hab. Ewy Trzebińskiej ewolucja nas tak wykształciła, że nasz mózg koncentruje się głównie na zagrożeniach, co za tym idzie na negatywnych emocjach. Oznacza to, że pozytywnych bodźców odbiera mniej, jakby były mniej dostrzegalne. Dlatego w sytuacji, gdy pojawia się jakiś problem, może on nam przysłonić pozostałe radości pojawiające się na horyzoncie.

Ale we współczesnym świecie, złe emocje często przekładają się na agresywne zachowania, ale tak to miało prawo wyglądać w epoce kamienia łupanego. Obecnie agresja nie pomaga nam w rozwiązywaniu problemów, stawianiu mu czoła, tylko pozbawia nas energii którą możemy spożytkować na jego rozwiązanie.


W świecie który nas otacza, ludzie skupiają się na posiadaniu. Muszą mieć mieszkanie, samochód choćby na kredyt, choćby mieli się później zarzynać żeby go spłacić. Muszą mieć modnie ubrane dzieci, wysyłać je na judo, pianino, języki obce. Nawet jeśli głównemu zainteresowanemu nie sprawia to najmniejszej radości. I z mojej perspektywy wygląda to tak, jak byśmy chcieli zadowolić wszystkich z zewnątrz oraz swoją pazerność i powierzchowność. Nie otrzymując w zamian spełnienia, tylko poczucie wiecznego "głodu" i "braku". Ludzie stawiają sobie wysoką poprzeczkę, często za wysoką - a winniśmy mierzyć siły na zamiary i umieć definiować swoje potrzeby. Bo nie zawsze to czego chcemy jest tym czego nam trzeba.
Dlatego, doceńmy to co mamy i cieszmy się z tego w jakim świecie żyjemy. Bo szkoda docenić to co się miało po tym jak się to straciło.

A moje szczęście to: moje zdrowie, moje przecudowne, kochane, mądre  i najpiękniejsze
dzieci. Mój wspaniały partner. Piękny Gdańsk, który wspaniale prezentuje się i w słońcu i w deszczu. Wspaniałe okoliczności przyrody jakie mają miejsce w tej szerokości geograficznej. Wspaniali ludzie którzy otaczają mnie i wiele wiele innych rzeczy. Jest ich bez liku na wyciągnięcie ręki wokół każdego z nas.

A do napisania tego posta natchnęła mnie sytuacja której byłam świadkiem. 
Wracając ze spaceru z dziećmi po Gdańskiej starówce, pod kliniką leczenia niepłodności mijałam parę. Kobieta potwornie płakała, zawodziła. Mężczyzna pocieszał ją, że tutaj to leczą. Tu nas wyleczą. Dopowiedziałam sobie, że chodziło o leczenie niepłodności. Z całego serca życzę tej parze aby im się udało. Tym bardziej doceniam fakt, że mam dwa kochane skarby w domu, widząc ile osób ma teraz kłopot z zaciążpójściem.







środa, 27 sierpnia 2014

Polak zwiedzający

Polak zwiedzający. Świeci przykładem, rozwagą i kulturalnym zachowaniem? Czy raczej dzicz w najdzikszym wydaniu? 

Polak to lubi sobie pozwiedzać. Czy to przy okazji wakacyjnych wyjazdów, czy w ramach dywersyfikacji weekendowych uciech. Polak lubi sobie zjeść podczas zwiedzania. Polak lubi podotykać eksponatów. Polak lubi być tu i ówdzie strzelić sobie słitfocie. 

Czyż nie? 

Po pierwsze i przede wszystkim plus dla każdego kto z dziećmi czy bez wybiera muzeum, galerię, koncert, warsztaty, zoo czy inne atrakcje zamiast gnić w centrach handlowych lub przed ekranami telewizorów. Po drugie brak nam jednak ogłady. 

Być może wynika to z braku wiedzy, albo złych wzorców w domu lub braku ich w ogóle. 

Głębokie wstrząśnienie połączone z natychmiastową reakcją słowną wywołuje u mnie karmienie zwierząt w zoo, fokarium czy innym miejscu ze zwierzętami. Nawet jeśli wynika to z naszej empatii i nie ma tu złej woli, to jest to co najmniej niemądre, niebezpieczne i krzywdzące dla tych zwierząt, które przecież mają swoją porę karmienia. A karmienie zwierząt dzikich zamiast uczyć ich przetrwania na wolności, nauczy ich podchodzenia do ludzi, co może skończyć się tragicznie dla jednych i dla drugich. 


Co do jedzenia. To prawda jest taka. Głodny Polak to zły Polak! Prawda? Prawda. Z tym, że strasznie rani mój zmysł wzroku, słuchu i powonienia, wpierdzielanie chipsów, hot-dogów i hamburgerów gdy przechadzam się po Muzeum Narodowym. I jestem przekonana, że nie tylko mnie to boli. Znacznie odpowiedniejsza do wcinania hot-dogów i hamburgerów będzie budka z fast-foodami.

Co do dotykania eksponatów. To być może człowiek lubi chłonąć sztukę wszystkimi zmysłami i generalnie nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że nie każdy eksponat się do tego nadaje a dotykany tłustymi palcami może ulec zniszczeniu. 

Co do turystów zwiedzających górskie szlaki, takich jak Pan Bartek (głęboko liczę na to, że Pan  Turysta robił sobie tylko JAJA), radzę by przyrodę zostawili w spokoju. 









poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Dobra robota

Robicie sobie dobrze? Często? Jak wasz mąż / partner na to reaguje?

Kobieta zupełnie jak człowiek, musi czasem zrobić sobie dobrze. Tym bardziej gdy brodzi dzień w dzień po pachy w pieluchach,  potrzebuje odskoczni. 

Nie podoba mi się wzór matki polki cierpiącej, cicho siedzącej ascetki. Z jakiej paki kobieta ma brać wszystko na klatę i nie śmieć nawet pisnąć słowa, że ma jakieś potrzeby. Nie żyjemy w epoce kamienia łupanego gdzie Facet Wojownik polował na zwierzynę a Pani Domu opiekowała się potomstwem. Nie mówię, że to było złe. Wtedy były inne czasy, a teraz są inne. Teraz zwykle dwoje partnerów pracuje, ma swoje hobby, ma przyjaciół. Posiadanie potomstwa nic nie zmienia w tej konstelacji, no może z wyjątkiem mniejszej dyspozycyjności, deficytu portfelowego i wiecznego deficytu czasowego.

Wracając do tematu. Kobieta MUSI czasem zrobić sobie dobrze i nie koniecznie mam tu na myśli oddanie się w szpony onana (bo według mnie ciekawszą alternatywą jest oddanie się w ręce partnera), a raczej chwilę relaksu. Na przykład chill z koleżanką na kawie w urokliwej knajpce, albo zwyczajny browar w pubie. Wizyta u kosmetyczki albo wyjście do kina. Wypad na zakupy, może to być nowa fancy kiecka albo vintage apaszka z grzebały. Wyjście na rower lub spacer sam na sam ze sobą wokół domu. Wieczorny relaks na kanapie ze słuchawkami na uszach lub długa kąpiel z książką w ręku.

Jeśli nie robicie sobie dobrze, to najwyższy czas zacząć! Ja robię!!!


niedziela, 24 sierpnia 2014

Fotostory straight from Hel






Przyjacielu, ustąp miejsca

Lubicie podróżować publicznymi środkami transportu? Podróżujecie tak z dziećmi? Spotykacie się z przychylnością współpodróżnych?


W dniu wczorajszym ze znajomymi i Tristanem, wybrałam się do Helu. W sumie było nas sześcioro, troje dorosłych i troje dzieci. Z Gdyni płynęliśmy tramwajem wodnym (było bardzo przyjemnie), a wracać mieliśmy pociągiem. W związku z tym, że już prawie po sezonie nikt nie zakładał horroru jaki miał nastąpić. 
Stawiliśmy się na dworcu kolejowym godzinę przed odjazdem pociągu w celu zakupu biletów (nie kupiłyśmy ich wcześniej gdyż z dziećmi nigdy nic nie wiadomo). Przy okienku okazało się, że na pociąg bezpośredni do Gdańska, miejsc siedzących brak, czyli możemy z trójką dzieci stać na korytarzu ewentualnie w toaletach kolejowych. Pomyślałam.... Hmmmmmm NO THANK YOU! 
Chciałyśmy być sprytne, zdecydowałyśmy się pojechać późniejszym pociągiem. 
Pani w okienku powiedziała żebyśmy były 15 minut przed odjazdem. Zatem poszłyśmy jeszcze na kawę. I to był Błąd. Gdy stawiłyśmy się na miejscu pół godziny przed odjazdem, okazało się, że nie ma miejsc siedzących a i z miejscem na podłodze jest baaaardzooo licho. W związku z tym, że ludzi schodziło się coraz więcej a warunki zaczynały przypominać wagony dla bydła, postanowiłam poprosić współpasażerów o miejsce dla dzieci. Zauważyłam czwórkę młodych chłopaków – na oko jakieś 25 lat. Poprosiłam jednego z nich aby ustąpił swoje i miejsce kolegi -  w sumie 2 miejsca dla trójki naszych dzieci. Usłyszałam NIE!, nie ma opcji. 


O_o     no to zdziwko!


Prawie 3 godziny podróży na stojąco dla dziecka to ciężka sprawa, nawet jeśli mają „Aż” 5/6 lat.  Po raz pierwszy w życiu (bo jestem zwolenniczką dyplomatycznych i kulturalnych rozwiązań) podsiadłam po chamsku miejsce jednego z tych chłopaków  który wyszedł przed pociąg na papierosa. W czasie gdy  krzyczał zza okna pilnuj miejsc!, nie pozwól usiąść! nie daj się! Przykro mi było, że musiałam posunąć się do takich czynów. Jednocześnie obawiałam się, że  nabawię  się zespołu tourreta i walczyłam z poczuciem winy, że zachowałam się w taki sposób.

Wywiązała się walka na słowa, a jeden z tych człekopodobnych nawet próbował popychać jedno z naszych dzieci w celu dopchania się do zajętego przed chwilą miejsca.

Myślę, że gdyby okazało się, że Ci chłopacy jadą z nami aż do samej Gdyni, to ich zachowanie byłoby choć trochę wytłumaczalne, ale okazało się, że jechali tylko jedną stację, jakieś 15 minut.

Ręce mi opadły.

Dodam, że nie wszystkim w Helu udało się wsiąść do pociągu, mimo zakupienia biletów.


A teraz mój APEL. Używajmy głowy. Zrozumiałe, że każdy z nas miałby ochotę posiedzieć sobie wygodnie podczas długiej podróży, ale pewne osoby powinny mieć pierwszeństwo i są to między innymi:

1.Kobiety w ciąży –czy dobrze się czuje, czy źle lepiej niech nie ryzykują;

2. Rodzice z małymi dziećmi- ciężko jest stać z małym dzieckiem na ręku, jednocześnie trzymając się poręczy i zachowując względne bezpieczeństwo;

3. Osoby poruszające się o kulach lub mają widoczną trudność w poruszaniu się - każdy zakręt, czy nagłe hamowanie rodzi dla takich osób widmo urazu;

4. Osoby 60 +/ 70 + - ich nogi szybciej się męczą, a i większość z nich ma problemy z krążeniem.


Znajdzie się jeszcze wiele przypadków którym warto będzie ustąpić miejsca. Nie ma co przytaczać, wystarczy ruszyć głową i wydobyć z siebie odrobinę empatii. 

DAJMY DOBRY PRZYKŁAD!




* zdjęcie pochodzi ze strony krakow.gazeta.pl

czwartek, 21 sierpnia 2014

Terrorystka

Posta tak jakby nie będzie, bo marzę aby przytulić się do poduszki. 
Moja córa daje mi w kość w ciągu dnia.
A ostatnio tak oto wyglądał nasz czas. Żałuję, że nie wpadłam na to, aby zrobić jej fotę jak się drze.

Resetuję się. Dobranoc.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Przyjaźń





Zacznę od tego, że moja Aśka to wredna flądra, nie znam takiej drugiej wredoty. Jak ma "gorszy" dzień, jak walnie z pioruna to wióry lecą, a wszyscy chowają się po kątach. Całe szczęście mieszkamy daleko od siebie, dzięki temu nasza przyjaźń trwa i ma się doskonale. 


A teraz tak zupełnie serio. Jak to jest z tą przyjaźnią?


Cenimy sobie jej wartość? Dbamy o to aby zbudować głęboką więź? Traktujemy przyjaciela jak członka rodziny? Nie boimy się mu mówić prawdy prosto w oczy? Czy dobieramy przyjaciół w zależności od ilości ich znajomych na fejsie i lajków pod słitfociami ? 


Jak to jest z tą przyjaźnią ? 


Czy w dobie konsumpcjonizmu, akceptujemy naszych przyjaciół takimi jakimi są? Czy szukamy coraz to nowych, bardziej trendy okazów a każdą wadę wytykamy im za ich plecami zamiast zmierzyć się z tematem prosto w oczy? Czy możemy polegać na naszych przyjaciołach? Czy możemy im powierzyć najgłębszy sekret bez obawy, że wyjdzie na światło dzienne?


Dla mnie przyjaźń jest jak związek partnerski. Są wzloty i upadki. Są ciche dni. Są wkur.ienia. Są smuteczki i radości. Jest zrozumienie. Jest pamięć. Są liczne wspomnienia. „Płaski„ w twarz jak trzeba. Pamiętne spacery po nocy gdy tyłek mróz trzaska. Wspólny chichot. Mega banan jak widzimy się po miesiącach niewidzenia. Gorąca linia jak na tapecie jest gorący temat. Ale jest też akceptacja różnic. 100% pomocy jak trzeba. Szczerość do bólu. 

Z mojej Laluni wyhodował się okaz full wypas exclusive przy moim haniebnym podejściu do mody i wyjątkowym lekceważeniu trendów wyglądamy niekiedy jak z dwóch różnych bajek. Mimo tego, że niekiedy moja estetyka (a raczej jej brak) kole Asię w oczy, to ona dzielnie daje radę. Niebawem będzie 10 lat jak się przyjaźnimy. I to był czas docierania się, bo kto się nie zmienia na przestrzeni lat? Dzięki temu związkowi uczyłam się jak być blisko, jak się nie bać być czułym i jak się nie bać powiedzieć, że się z czymś nie zgadzam. Dzięki Miśka.


Myślę, że w obecnym świecie istnieje duży deficyt wartości jaką jest przyjaźń oraz mało kto w natłoku zajęć, pędu za pieniądzem, sexi wyglądem ma czas i chęć aby budować relację opartą na zaufaniu, miłości i uczciwości. Wielka szkoda. Bo na takich wartościach buduje się szczęśliwe życie. 

Kocham Cię Buraku!


piątek, 15 sierpnia 2014

Czego potrzeba każdemu dziecku




Nie potrzeba naszym dzieciom drogich zabawek,  nie potrzeba ich im miliony, nie potrzeba ton słodyczy i smakołyków. Nie potrzeba naszym dzieciom kosztownych i modnych ubrań, tabletów, smartfonów i innych gadżetów, nie potrzeba naszym dzieciom wakacji w egzotycznych krajach.

Te rozmyślenia wracają do mnie jak bumerang – tym razem przy okazji filmu Biegnij, chłopcze, biegnij...

Widzieliście go? Koniecznie zobaczcie.



Naszym dzieciom wystarczy jak będą miały miłość, akceptację, bezpieczeństwo, zdrowie, dzieciństwo, a najważniejsze aby miały Mamę i Tatę. 
Wtedy mają już wszystko.

  źródło fotografii:Tu


czwartek, 14 sierpnia 2014

Facet w kuchni

 źródło: TU

Jak to jest u was w domu? Zdarza się, że wasi mężowie gotują? Czy służą pomocą jedynie do obierania ziemniaków? Prosicie o pomoc synów? Czy nie dajecie im brudzić rąk? 


Dla mnie facet w kuchni brzmi sexi. TU możecie znaleźć szczegóły moich wyobrażeń (tylko dla dorosłych).


Ale niestety w naszej szerokości geograficznej (pewnie nie tylko naszej) berło kuchenne posiada zwykle kobieta i nie jest tu ONA bez winy.

Pewna część kobiet  nie lubi widzieć mężczyzn w kuchni (czasami, a nawet często są to nasze matki, babki i  prababki).  Jest on w kuchni traktowany gorzej jak karaluch. Ale znajdzie się grono kobiet, często pracujących matek, które albo oddały berło kuchenne partnerowi albo z chęcią by to zrobiły.   
Ale drogie Panie, ludowa mądrość mówi „czym skorupka za młodu nasiąknie...”


Dlatego bardziej mnie smuci i dziwi, że  wiele kobiet mając utrapienie ze swoim mężem/partnerem ani myśli angażować swoich synów w prace kuchenne. Sama wiem po moim pierworodnym, że bardzo chętnie bierze udział we wszystkich pracach jakie wykonujemy w kuchni, od mycia garów począwszy do wyrabiania ciasta, czy robienia kanapek. Nie będę ukrywała, że po takiej „pomocy” przez tydzień doprowadzamy mieszkanie do ładu, włącznie ze zdrapywaniem ciasta z sufitu. Ale mimo to myślę, że warto.

Spójrzmy ile teraz w mediach mamy facetów przy garach Ramsey,  Oliver, Makłowicz, Okrasa, Pascal. Dla faceta to żadna ujma, a my weźmy na luz i pozwólmy facetom się nauczyć. Jeśli nie umieją oczywiście.


A u nas to wygląda tak ...