czwartek, 19 lutego 2015

Cała prawda o BLW.

*Poniższy post zawiera drastyczne sceny ze spożywania obiadu przez moją córkę. Jeśli jesteś wrażliwym pedantem, wyjdź.


O BLW usłyszałam chwilę przed albo zaraz po rozpoczęciu rozszerzania diety Jaśminie.


BLW  czyli Baby-led weaning  to metoda wprowadzania stałych pokarmów do diety dziecka, pozwalająca na naukę samodzielnego jedzenia od chwili startu. (źródło definicji)


I szczerze powiedziawszy nie wydaje mi się to żadnym odkryciem. O tyle o ile był swego czasu trend słoiczkowego żywienia, który na długo zapadł w świadomości rodziców. O tyle dla mnie naturalnym było i jest umożliwianie spożywania posiłków przez maluchy wszystkimi możliwymi członkami i sposobami. 

Dlatego też całe BLW wydaje mi się "zachodnim" wymysłem. 
Bo zapytajcie swoje matki, babki czy wcześniej nie dawało się dzieciakom w łapy jedzenia? 

Zachodni trend wymuskania, aby wszystko było piękne, nowe i czyściutkie. Może sprawiać, że BLW to taka swego rodzaju na nowo odkryta ameryka. Czyż nie? 

Dla tych którzy mają wątpliwości czy zdecydować się na rozszerzanie diety swoich maluchów przez BLW poniżej zamieszczam kilka zdjęć dla rozwiania wątpliwości jak wygląda BLW w parktyce.






Innymi słowy BLW to chwila spokoju dla rodzica, radocha dla dzieciaka, wszechogarniający chlew i dużo dużo prania :)

poniedziałek, 16 lutego 2015

#bagselfie

Zacznę od tego, że na maksa mnie rajcuje obserwowanie ludzi. "Zaglądanie" w ich sposób myślenia, działania. Obserowanie ich reakcji, sposób prowadzenia się. I nie odkryję ameryki twierdząc, że w sieci jest wszystko i nic. Przez pryzmat fotek wrzucanych na bloga, co najwyżej możesz stwierdzić czy podobają Ci się one, czy nie. Bo pewności mieć nie możesz czy to co widzisz na fotach jest podrasowane czy nie. A nawet zaryzykuję stwierdzenie, że możesz mieć pewność, że zostało pokazane " coś " co bloger chciał pokazać, nic ponad to. Dlatego nie ma co się sugerować i rysować sobie przez pryzmat przedmiotowego rysunku obrazu człowieka.


Ale dlatego też, strasznym śmiechem napawa mnie zaglądanie w kobiece torebki. 



O jezzzuniuuu, jak tam porządek. Pomadka od esté lauder, perfumy od hugo bossa, chusteczki higieniczne od coco chanel a podpaski tylko pozłacane od karla lagerfelda, lanserski kalendarz , najnowszy iPhone, 50 twarzy Greya i tajskie przekąski w szklanym pojemniku (bo plastikowe pojemniki są już dawno passé). Wszystko jak świeżutko ukradzione. /kto to dźwignie?/



A ja tak sobie myślę, że życie jest trochę mniej luksusowe. Szczególnie życie matki, ma w sobie nieco więcej uroku życiowej fizjologii. 



Poniżej możecie zajrzeć co kryją czeluści mojej torby, w której kiedyś można było znaleźć wszystko, a teraz prócz chlewu jest tam tylko niezbędne (wygniecione) minimum. Oczywiście w celu ograniczenia zwyrodnień kręgosłupa, gdyż moja córa nie godzi się na transport inny niż nosidło.




Dodam jeszcze, że zdarza mi się (całkiem często) nosić w bawełnianych siatkach. Szczególnie gdy przerasta mnie burdel jaki mam w torebce. 


Zawartość: 
1) ciuchy na zmianę dla Jaśminy + pielucha flanelowa - zawsze, ale to zawsze jest opcja, że się solidnie obsrajdoli. I mimo tego, że nie pokonujemy dużych odległości pieszo (pół godz w jedną stronę max), to nie czułabym się dobrze wiedząc, że moje dziecko kisi się w smrodliwej paćce;
2) pieluchy (biedra rulez) i chusteczki (rossman rulez);
3) wymemłane suche chusteczki. Jaśminy ulubiona zabawka;
4) flipsy - chyba każda mama wie, że czasami trzeba zatkać dziób swojemu dziecku;
5) zabawki dla Jasi i skromny ludek lego Tristana;
6) balsam który robi za krem do rąk i specyfik do ewentualnego przetarcia Jaśminowego tyłka;
7) portfel - który czasami służy mi groszem;
8) góra śmieci.

A u was co się nosi?

wtorek, 10 lutego 2015

Historyjka o bąku wędrowniczku


 Tristan rozmawia z kolegą, zbunkrowani we własnoręcznie zrobionej kryjówce. 


Kolega- nie wiem czemu wszyscy krzyczą z radości jak mnie widzą? 
Tristan- no ja krzyczałem na Twoich urodzinach ... Jak wszyscy.
Pauza

Tristan- Eeeeeeee !!!!! puściłeś bąka.
Kolega- nieeeee, to Tyyyyyy.
Tristan- nie. To nie ja. 
Kolega - może to Twoja Mama? 
Tristan- możeeee, ale lepiej się powąchnij.
Kolega- no dobra dobra. Skąd wiedziałeś?
Tristan- ej no, powiało od Ciebie i Mamy tu nie ma.
Kolega- ale mógł to być kot. Co? Bogdan albo Kantek. 
Tristan- Koty nie śmierdzą człowiekim bąkiem. 


poniedziałek, 2 lutego 2015

By nie przegapić życia

Gdyby dzisiaj był ostatni dzień twojego życia. Gdyby jutro miała nastać twego ciała cisza. 
Z perspektywą chłódu i pustki. 

Z kim chciałbyś teraz być? 
Do kogo się tulić? 
Z kim rozmawiać i o czym? 
Co byłoby szczytem marzeń? 

Myślę, że nie torebka od Louis Vuitton, nie najnowsze Maserati, nie sylikonowe cycki. 

Liczyłoby się tylko to co jest TU i TERAZ.
Byliby TYLKO, a tak naprawdę AŻ tylko wybrani, Ci najważniejsi dla serca. Nie Ci co umieją łechtać ego, co zachwalają, a za plecami szydzą i wykpiewają.
Czy mówiłbyś tym niezaprzyjaźnionym, że to chamy i darmozjady. Czy wyzywałbyś sąsiada od debila i prostaka. Czy życzyłabyś sąsiadce aby wreszcie męża na zdradzie złapała?

Myślę, że NIE.

Liczyłby się każdy oddech, każdy pocałunek, każde muśnięcie. Każde słowo na wagę złota, każda minuta jak wygrana na loterii. Łykał byś ten czas z radością. Z mężem, z dziećmi, z mamą, tatą, przyjaciółmi. Łykał byś to życie z każdym wdechem. Czuł, że żyjesz. Czuł, że jesteś.

Życzę wam tego. Życzę abyście czuli życie. Czuli, że jesteście. Czuli, że każdy dzień to jak milion w totka.

Bo człowiek to taka dziwna istota, która zamiast doświadczać radości, że jest. Pragie nieustannie łechtać swoje ego i więcej mieć.